W 2018, wiosną kupiliśmy działkę i jak tysiące Polaków zostaliśmy dzierżawcami małego skrawka ziemi, którym trzeba było pilnie się zająć.
Po poprzednich właścicielach zastaliśmy altanę i w równej mierze tyle rzeczy działających co nie działających.
Ruszyły prace, ale bardzo szybko doszliśmy do ściany bo jak się okazało nie wszystko da się zrobić samymi chęciami, których nam nie brakowało. Potrzebny był sprzęt.
Trawnik, mimo szczerych chęci i godzin drapania i pielenia wciąż wyglądał jak łąka chora na łysienie plackowate. Poucinane drzewa sterczały kikutami w miejscu przeznaczonym na grządki warzywne, a sterty gałęzi leżały zwalone na stos przesypując się niemal do sąsiada.
Dysponowaliśmy podstawowym, ręcznym sprzętem ogrodniczym więc decyzja o wynajmie sprzętu zapadła szybko. Niestety znalezienie wypożyczalni nie oddalonej od Ełku o godzinę jazdy okazało się trudniejsze niż się spodziewaliśmy, nawet gdy udało nam się znaleźć ofertę najmu maszyny od osoby prywatnej problemem był transport – upchanie sprzętu typu glebogryzarka czy rozdrabniacz do gałęzi do niedużego auta osobowego było niemożliwe i niejednokrotnie niejasne zasady rozliczeń.
Jeżeli myślicie państwo że w tym momencie obudził się w nas duch rebelii i pojechaliśmy do dealera sprzętu by w heroicznym czynie kupić wszelki możliwy sprzęt, który uratuje nas przed inwazją perzu to tak się nie stało. Zrobiliśmy to co każdy rozsądny człowiek zrobiłby na naszym miejscu – zakasaliśmy rękawy i stanęliśmy do pracy ręcznej. Całość dłubania zajęła nam jeden sezon który w całości poświęciliśmy na sprzątanie i przygotowywanie działki pod nasadzenia.
Pomysł na Jeżyka pojawił się gdzieś w trakcie tych prac. Trochę z desperacji, trochę z nerwów z zmęczenia, nie było w tym nic z heroizmu, a zwykła potrzeba.